Kronika doświadczenia misyjnego
Akademickiego Koła Misjologicznego w "Domu Pokoju"

"Dom Pokoju"

W „Domu Pokoju” posługują trzy siostry: Szczepana, Lidia i Donata. Są to tak niezwykłe kobiety, że brakuje po prostu słów do ich opisania. (...)
S. Szczepana Hrehorowicz pracuje w „Domu Pokoju” w Ziemi Świętej już 10 lat. Obecnie jest tam przełożoną. Aktywna od rana do nocy. Oprócz wychowania dzieci, na jej głowie spoczywają wszystkie „formalne” obowiązki dotyczące funkcjonowania sierocińca. Dodatkowo zaopatruje dom w żywność, a późnymi wieczorami odpisuje na dziesiątki maili. Jest wzorem pracowitości i ufności w Bożą Opatrzność.

Z kolei s. Lidia Tomczak w „Domu Pokoju” również pracuje już 10 lat. Oprócz opieki nad wychowankami, pracuje w kuchni, robiąc niesamowicie pyszne dania dla dwudziestki dzieci. Jej pasją jest również praca w ogrodzie. Pomoc w kuchni Siostrze zawsze była dla mnie niesamowitą przygodą. S. Lidia lubi żartować, opowiadała ciekawe historie, a przy tym wkładała całe swoje serce w pracę. Ufność w opiekę Pana nad „Domem Pokoju” widać było w Jej oczach.

Natomiast s. Donata posługuje tutaj od 2 lat.


 
Widok z "Domu Pokoju" na Stare Miasto Jerozolimy






HISTORIA POWSTANIA „DOMU POKOJU”

„Siostry stanęły na Górze Oliwnej i postanowiły, że w tym właśnie miejscu, gdzie widok rozciąga się na całą Jerozolimę, widoczny jest Grób Boży, widoczne są miejsca kultu różnych religii, otworzą dom dla dzieci mówiących różnymi językami, dzieci o różnych kolorach skóry, a także dzieci różnych religii. I tak powstał Dom Pokoju” (s. Szczepana)

Już od samego początku pobytu w Ziemi Świętej siostry Elżbietanki zaobserwowały bardzo dużą liczbę bezdomnych palestyńskich dzieci błąkających się po ciemnych uliczkach czy gromadzących się przy śmietnikach. W czerwcu 1967 r. sytuacja dzieci palestyńskich w Izraelu dramatycznie pogorszyła się na skutek sześciodniowej wojny izraelsko-arabskiej. Wiele dzieci zostało bez rodzin, opieki i dachu nad głową. Wydarzenia te przyspieszyły decyzję o pomocy sierotom. Zadania podjęły się: s. Rafała Włodarczak (dziś pracująca w sierocińcu Betlejem) i s. Imelda Płotka. Nie mając pieniędzy, chodziły po hotelach, zbierając przybory toaletowe, grały na gitarze i śpiewały, starały się zrobić wszystko, co było w ich mocy, aby zebrać choć kilka groszy i kupić dzieciom chleb. S. Rafała podkreśla, że wszystko zawierzyły Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Jezus umiłował dzieci (Mt 19,13-15; Mk 10, 13-16; 18, 15-17) i nie zostawiłby ich bez pomocy...
8 grudnia 1967 r., w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, Siostry wynajęły dom
u podnóża Góry Oliwnej i zamieszkały tam tymczasowo razem z pozbieranymi na ulicy sierotami. Potrzeby jednak okazały się dużo większe. Siostry ciągle zbierały fundusze i szukały miejsca pod budowę sierocińca.
W 1971 r. zakupiły grunt od sióstr Boromeuszek, gdzie stał mały domek. Sierociniec „Home of Peace” („Dom Pokoju”) został erygowany 29 sierpnia 1971 r. przez łacińskiego Patriarchę Jacquesa Josepha Beltritti,
a poświęcony przez arcybiskupa Filadelfii Johna Króla. Jednak to nie koniec… W 1973 r. siostry przystąpiły do budowy istniejącego do dziś „Domu Pokoju”. Zaczynały bez pozwolenia, ponieważ na pewno takiego by nie dostały. Czas budowy sierocińca obfitował w wiele niesamowitych historii, sytuacji pozornie bez wyjścia.
Oto dwie z nich, które najbardziej utkwiły mi w sercu.

Mojżesz czy Jezus? Niesamowita historia figury

Figura Pana Jezusa, która stoi na podwórku przed „Domem Pokoju”, już od samego początku zrobiła na mnie wrażenie. Jest bardzo duża, ale nie to zwróciło moją największą uwagę. Zaintrygowały mnie ułamane palce prawej dłoni i poklejona twarz. Pewnego dnia s. Szczepana opowiedziała nam niesamowitą historię tej figury.
W tym czasie kiedy powstawał „Dom Pokoju”, rzeźbiona była figura Serca Pana Jezusa. Siostry nie miały jeszcze pozwolenia na budowę domu. Sytuacja w państwie była dosyć napięta i rzeźbiarz bojąc się represji
ze strony państwa, twierdził uparcie, że figura przedstawia Mojżesza. Pod koniec prac ewidentnie było widać, że Mojżesz to nie jest… Wandale uszkodzili twarz Jezusa, palce zostały obłupane… Ponadto grupa osób, która zamówiła figurę, nie chciała jej odebrać, ponieważ bała się represji. Rzeźbiarz postanowił oddać figurę chętnej osobie za darmo. Wtedy do akcji wkroczyły siostry Elżbietanki. Nie dość, że mimo grożącego niebezpieczeństwa zabrały pomnik, ale co lepsze – postawiły go w najwyższym punkcie terenu, na którym znajdował się dom. Nagle władza żywo „zainteresowała się” domem. Ale to nie dom, budowany bez pozwolenia stanowił największy problem, ale właśnie figura Pana Jezusa! Naciski były coraz większe. Siostry szybko wykończyły dom, kryjąc go dachem (zgodnie z prawem po pokryciu dachem nielegalnej budowli nie mogła być ona poddana nakazowi rozbiórki). Groźby jednak nie osłabły… Figura Jezusa została przesunięta na najniższy punkt terenu i zakopana powyżej kolan w ziemi, a mur ją otaczający podwyższony. Siostry szczęśliwie dokończyły budowę domu. Dziś figura stoi na niewielkim podwyższeniu nieopodal kaplicy. Często w skwarze, który był nie do wytrzymania, Pan Jezus dawał nam cień, dzięki któremu nasza praca np. śrupanie łóżek, wydawała się znośniejsza. Kiedy już nie miałam sił, zerkałam na poklejoną twarz Jezusa. Cierpiał 2 tysiące lat temu, teraz „cierpi” nawet Jego figura. Może zmęczenie nie odchodziło, ale z większą energią chwytałam nowy kawałek papieru ściernego i bez marudzenia brałam się do roboty.

Tajemniczy nieznajomy

Siostry do tej pory często borykają się z brakiem funduszy. Jednak zawsze w odpowiednim momencie pojawia się ktoś, kto rozwiązuje ten problem. Tak też było podczas budowy „Domu Pokoju”. Będąc w potrzebie, siostry pożyczyły 1000 dolarów od pewnego człowieka, jednak gdy termin zwrotu pieniędzy zbliżał się nieubłaganie, siostry nie miały z czego oddać. Wiedziały, że wierzyciel potrzebuje pieniędzy. Przestraszyły się i postanowiły uciec. Gdy szły ulicą, zatrzymał się obok nich piękny samochód, z którego wysiadł bogato ubrany mężczyzna, który… wręczył siostrom kopertę z 1000 dolarów! Siostry do tej pory nie wiedzą kim był ten człowiek i nigdy go już nie spotkały. Czy to nie jest niesamowite działanie Pana?


„DOM POKOJU” DZIŚ


Finansowanie

„Dom Pokoju”, choć wspomagany przez Zgromadzenie Sióstr Elżbietanek, utrzymywany jest w zasadzie tylko
z ofiar dobroczyńców. Na liście ofiarodawców sierocińca znajdują się przedstawiciele Władz Kościelnych
z różnych stron świata, różne instytucje charytatywne, wielu indywidualnych dobrodziejów. W czasie naszego pobytu byliśmy świadkami bardzo ciekawej sytuacji. S. Szczepana zamartwiała się o fundusze na naukę dzieci w kolejnym roku szkolnym. Pewnego dnia przybiegła do nas rozpromieniona i mówi, że właśnie odebrała telefon od jakiegoś pana, który pokrył koszt rocznej nauki wszystkich dzieci w sierocińcu! „I dowodów na właśnie takie działanie Bożej Opatrzności można mnożyć bardzo wiele. Mimo wszystkich przeciwności dom istnieje już ponad 40 lat. Nie było jeszcze nigdy tak, żeby dzieci były głodne, nie mogły być posłane do szkoły, bo nie mamy na to pieniędzy. Zawsze jest ktoś kto pomoże, kto kocha dzieci i tym dzieciom nieustannie pomaga”
(s. Szczepana).

Muzułmanie i siostry

„Dom Pokoju” leży w dzielnicy, która zamieszkana jest przez muzułmanów. Ciekawiło nas, jakie są relacje sióstr z wyznawcami Allacha. Zapytane o to siostry Szczepana i Lidia zgodnie odpowiedziały, że bardzo dobre. „Oni nas zaakceptowali, przyjęli jako swoich. Częścią naszych dzieci są też dzieci muzułmańskie i oni czują to, że my nie robimy różnicy pomiędzy religiami i staramy się pomagać wszystkim. Dlatego odczuwamy życzliwość, pomoc sąsiadów, kiedy jej potrzebujemy” – mówiła s. Szczepana. Sami na własne oczy mogliśmy to zobaczyć. Pewnego dnia podczas naszego pobytu przyjechał pan Ibrahim Ahmad Abu El-Hawa – muzułmanin mieszkający w pobliżu. Zabrał odzież, która nie nadaje się do użytku dla dzieci, a następnie zawiózł ją Beduinom na pustynię. Muzułmanin ten nigdy nie zostawia sióstr w potrzebie. Siostra Lidia opowiadała, że podczas nieprzyjemnych sytuacji politycznych, zamieszek czy strajków pomaga on siostrom
w organizacji bezpiecznego powrotu dzieci ze szkoły. W sytuacjach kryzysu, gdy sklepy są pozamykane, pan Ibrahim „załatwia” chleb. Często dzwoni z pytaniem, czy wszystko jest w porządku. Zapytany przez nas, dlaczego pomaga Siostrom, odpowiedział: „To nie ja im pomagam – to one pomagają nam (Palestyńczykom – przyp. J.Cz.). Nie ma ceny, by wynagrodzić tym siostrom, ich wysiłek, by przyjechać tutaj i pomagać naszym dzieciom. Nie ma słów, by oddać to, co Siostry robią tutaj, tworząc dom dla naszych sierot, stając się matkami dla nich. Kto może pobłogosławić im za to, jak one błogosławią nas swoją pracą? Nikt. Tylko Bóg”. Dla nas było to piękne świadectwo dialogu i współpracy międzyludzkiej bez względu na wyznanie i kolor skóry.


DZIECI

W „Domu Pokoju” przebywa dzisiaj dwadzieścioro dzieci. Są to głównie dziewczynki. Wiek dzieci jest bardzo zróżnicowany. Najmłodsze ma 3,5 roku, a najstarsza dziewczyna przygotowuje się do matury, czyli ma prawie 18 lat.

Dzieci mają różny kolor skóry, mówią różnymi językami i są wyznawcami różnych religii. W sierocińcu przebywają głównie dzieci palestyńskiej z tutejszych okolic oraz etiopskie. Większość z nich to chrześcijanie, głównie wyznania prawosławnego, protestanckiego oraz z kościoła etiopskiego. W tej chwili dzieci muzułmańskie są w mniejszości. Bardzo zaskoczył nas fakt, że nawet maluchy posługują się aż 3 językami! Mówią po angielsku, arabsku i hebrajsku.

Sierociniec kojarzy się jednoznacznie z tym, że mieszkają tam dzieci, które w ogóle nie mają rodzin. Jednak podopieczni sióstr w większości mają bliskich, ale z powodu trudnych warunków materialnych lub nieprawidłowego funkcjonowania rodziny, trafiają do „Domu Pokoju”. S. Szczepana: „Głównym powodem obecności dzieci jest bieda. Większość Palestyńczyków w Autonomii Palestyńskiej czy nawet tutaj,
w Jerozolimie, nie ma pracy. A więc nie mają pieniędzy na utrzymanie rodziny, a już nie ma mowy
o wykształceniu dzieci. Dlatego staramy się takie rodziny wyszukiwać, a nawet oni sami się zgłaszają z prośbą o pomoc w wychowaniu. Czasem jest to na kilka lat, czasem jest to tylko okres przejściowy, a czasem te dzieci przebywają tu kilkanaście lat, dopóki nie otrzymają wykształcenia, dopóki nie przygotują się do życia”. Zdarzają się jednak też dzieci, które nie mają nikogo.

Siostry wychowując dzieci, zapewniają im dach nad głową, wyżywienie, ale przede wszystkim miłość, ciepło
i troskę. Dzieci chodzą zadbane i porządnie ubrane. Tak jak w domu są włączane również we wszystkie obowiązki. Mają swoje dyżury sprzątania czy zmywania naczyń. Jest czas na zabawę i naukę. Siostry jednak same nie uczą dzieci, choć pomagają w nauce. Podopieczni sióstr kształcą się w prywatnych szkołach katolickich. Dziewczynki chodzą do szkoły prowadzonej przez siostry hiszpańskie w Starej Jerozolimie. Szkoła jest arabskojęzyczna, a nauczycielami są świeccy. Od początku dzieci uczą się języka angielskiego, później języka hiszpańskiego i hebrajskiego. Chłopcy chodzą do Terra Sancta Collage prowadzonego przez franciszkanów. Nauczyciele są chrześcijanami i muzułmanami, ponieważ do tych szkół, ze względu na wysoki poziom nauczania, uczęszczają dzieci wszystkich wyznań (oprócz żydowskich).





Fragmenty tekstu Joanny Molewskiej pochodzą z książki Akademickiego Koła Misjologicznego
„Prośmy o pokój dla Jeruzalem” (Poznań 2011)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz