Kronika doświadczenia misyjnego
Akademickiego Koła Misjologicznego w "Domu Pokoju"

27.07.2013

26 lipca (piątek) - PODRÓŻOWANIE

Pozdrawiam wszystkich czytelników naszego bloga! Dzisiaj, podobnie jak co dzień garść świeżych informacji z… hm, gdzie my to dzisiaj byliśmy..? Jeruzalem… Jerycho… Morze Martwe… Góra Kuszenia... i jeszcze kilka innych miejsc. Also ad rem J




Jak już wczoraj zauważyła Ela, nasza ekipa zaczęła weekend. Będzie on trwał aż do niedzieli, także mamy sporo czasu :)
Dziś zaczęliśmy dzień wspólną Jutrznią na dachu. - Czytając psalmy z widokiem na Jerozolimę bardziej je rozumiem, mogę jeszcze lepiej odczytać ich przesłanie i to jest piękne. - Po wspólnej modlitwie zjedliśmy śniadanie, a po nim się zaczęło… Oj działo się od pierwszych chwil. Ks. Marcin, Ela, Zosi i ja poszliśmy wynająć samochody na nasze podróżowanie. 



Mieliśmy to załatwić raz dwa i wyruszyć w drogę, jednak: trochę późno wyszliśmy z domu i o. Jerzy, który nam pomagał musiał czekać na nas 25 minut, a późniejsze załatwianie spraw papierkowych trwało ponad godzinę i w ten sposób niestety nie zdążyliśmy do Betanii, gdzie mieliśmy mieć Mszę św. Ale udało się i teraz mamy dwie „nasze” fury J Dokonano sprawiedliwego podziału: w jednym samochodzie 5 chłopaków, w drugim 5 dziewczyn. W takim składzie i rozkładzie wyjechaliśmy z Domu Pokoju.


Początkowo nie mogliśmy w ogóle wyjechać z Jerozolimy – nawigacja, która miała nas doprowadzić do celu szalała, zmieniając co chwilę trasę, tracąc sygnał i energię... nadszedł czas, że ją wyłączyliśmy i zaczęliśmy podążać za znakami i domysłami. Na początku walczyliśmy o Betanię, ale o 11:50 stwierdziliśmy, że za chwilę sjesta, więc od razu zaczęliśmy kierować się na Morze Martwe.
Tu trasa też nie była taka łatwa – oznakowanie średnie… po drodze stwierdziliśmy, że pojedziemy do Jerycha, skoro już jest po drodze. Tu niespodzianka – dostaliśmy się na drogę, która prowadziła wśród pustyni. Ciekawie to wyglądało i nie wiedzieliśmy kiedy będzie koniec. W pewnym momencie dostrzegliśmy krzyż na wzgórzu. Okazało się, że jest to Góra, na której Jezus był kuszony przez szatana.




Weszliśmy, a tam spotkaliśmy śpiących Beduinów ze straganem. Odmówiliśmy Anioł Pański, popstrykaliśmy fotki i ruszyliśmy dalej, jednak nie potrzebowaliśmy dużo czasu, by dojechać do końca asfaltu, spotkać kolejnych Beduinów, osiołki i informacje, że tu są tylko ruiny Jerycha zupełnie niezwiązanego z Sykomorą, na którą wszedł Zacheusz… Nie zdecydowaliśmy się jechać piaskami, więc wróciliśmy do skrętu przy którym był kierunkowskaz DEED SEE. 



Po drodze wjechaliśmy jeszcze do tego właściwego, przez nas posuzkiwanego Jerycha, a tam chwila na zakupy owocowe i zdjęcie przy sykomorze.




Po kilkudziesięciu kilometrach drogi dotarliśmy nad Morze Martwe. Ok. godz. 14:30 temperatura powietrza wynosiła tam 43°C, a temperatura wody nie była jakoś bardzo mniejsza. Część z nas czym prędzej się przebrała i pobiegła do najbardziej zasolonego zbiornika wodnego na Ziemi, a reszta została na rozgrzanych kamieniach, po których chodząc na boso można było poparzyć sobie stopy. 




Jest to niesamowite wrażenie położyć się na wodzie i unosić się bez żadnego wysiłku. Ale po takiej kąpieli konieczny był prysznic, żeby pozbyć się tych ilości soli z siebie ;) Gdy już szliśmy do samochodów Rafał, który wpadł na pomysł nakręcenia teledysku do piosenki Zaufaj Panu, zaczął działać i pierwsze sekundy już są zarejestrowane ;) 
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym, by zrobić kilka fotek.



Gdy już wracaliśmy zobaczyliśmy przy drodze wielbłądy, więc i im zrobiliśmy zdjęcia.


Wiedząc, gdzie jest Betania nie omieszkaliśmy tam wstąpić z nadzieją, że będziemy mogli tam przeżyć Eucharystię, niestety o 18 zamykali… Poszliśmy do grobu Łazarza, gdzie była tabliczka w j. polskim, zrobiliśmy małe zakupy z pamiątkami i pojechaliśmy do domu, gdzie s. Lidia czekała na nas z pyszną kolacją. 






Z wiadomych przyczyn dziś Mszę św. przeżywaliśmy w kaplicy w Home of Peace, ale i tak był to najpiękniejszy moment dnia. Po wszystkich stresach, gorączce i podróży mogliśmy się zatrzymać przy Panu Jezusie. Wieczorem ks. Maciej, ks. Marcin, s. Lidia i Alae pojechali do marketu na zakupy i wrócili z pełnymi siatkami. Teraz wiemy, że z głodu nie padniemy J Inni w tym czasie oglądali film, zgrywali zdjęcia, rozmawiali, rozmyślali…
Dzień pełen wrażeń zakończyliśmy wspólną Kompletą i podsumowaniem dnia. Zobaczymy co będzie dalej J


kl. Bartek

1 komentarz:

  1. Uwielbiam czytać Wasze relacje!
    Powodzenia i wytrwałości na kolejne dni!

    Pozdrawiam w modlitwie :)
    Domi

    OdpowiedzUsuń