Kronika doświadczenia misyjnego
Akademickiego Koła Misjologicznego w "Domu Pokoju"

5.08.2013

4 sierpnia (niedziela) - Radość Zmartwychwstania

Dzisiejszy świąteczny dzień okazał się dla nas czasem odpoczynku i wielu radości... :)

Na zakończenie wodnego wędrowania :)


Minioną noc możemy zaliczyć do najdłuższych nocy podczas doświadczenia misyjnego, ponieważ dzień zaczęliśmy wspólną jutrznią o godz. 8:30, nikt nie mógł powiedzieć, że się nie wyspał ;) Po wspólnej modlitwie na świeżym powietrzu z widokiem na zachmurzoną Jerozolimę, zjedliśmy śniadanie, a po którym to, bez zbędnego ociągania się ruszyliśmy w miasto!
Dzień bez pracy to dzień odpoczynku i zwiedzania. Mieliśmy piękne plany, lecz nie wszystkie udało nam się zrealizować, ponieważ...
Plac świątynny w czasie wspomnianego już we wcześniejszych wpisach ramadanu jest niedostępny dla turystów i tak jeden z punktów nam wypadł, ale szybko to zastąpiliśmy, wstępując do kościoła Biczowania.


Ale to jeszcze nie był cel naszego przedpołudniowego wyjścia. Posileni śniadaniem mieliśmy siły, by pędzić przez całe miasto ku sadzawce Siloe. Nie szczędziliśmy sił, bo musieliśmy wrócić na obiad.


Planując niedzielne zwiedzanie jednogłośnie stwierdziliśmy, że chcemy iść potokiem, który ongiś został wybudowany w celu dostarczania wody do miasta. I tak najpierw poszliśmy do kasy i nieco zaczęliśmy planować i rozmyślać jak to będzie najlepiej. Niestety okazało się, że nasze wejściówki do parków narodowych tu nie obowiązują i musieliśmy kupić dodatkowe bilety, ale już zdradzę, że było warto!




Po zmianie ubrania na swobodne i bardziej przystosowane do chodzenia w wodzie ruszyliśmy w drogę. Tu krótka fotorelacja. Bo co tu dużo gadać. Było super! Każdy miał latarkę, więc nikt się nie zgubił. Wspólne wędrowanie w lodowatej wodzie dobrze zadziałało na naszą wspólnotę. Przysporzyło nam wiele radości i pomogło odkryć sens murków - myjąc wczoraj murki mieliśmy okazję przyzwyczaić się do wody :)











Jednak jeszcze nam było mało bycia wśród skał i trochę świadomie a trochę przez przypadek trafiliśmy na ulicę Heroda. W pewnym momencie w grupie zapanowała mimo wszystko chęć jak najszybszego opuszczenia tego miejsca, bo nie byliśmy do końca przekonani czy jest to właściwie część dla turystów, a tempa dodawała Paulina, która zobaczywszy karalucha miała wielkie pragnienie ujrzenia światła słonecznego ;)


Pełni radości i satysfakcji udaliśmy się do Domu Pokoju na obiad.


Po krótkiej przerwie na posiłek mimo lekkiego zmęczenia ruszyliśmy dalej. Szliśmy do źródła. Pierwszym punktem naszego popołudniowego planu była Msza Św. w kościele San Salvador - jedynym kościele parafialnym w Jerozolimie. Na miejscu zatroszczył się o nas brat Jordan, który później opowiedział nam o samym miejscu, ale również o misji jaką powierzono Franciszkanom w Ziemi Świętej. Zobaczyliśmy również salę, w której zgromadzono cenne eksponaty z masy perłowej i nie tylko ;)







Następnie udaliśmy się do kościoła patriarchalnego na chwilę modlitwy oraz aby świętowanie niedzieli dopełnić nawiedzeniem pustego grobu poszliśmy do Bazyliki Grobu i w ten sposób zakończyliśmy wspólne zwiedzanie. 


Wieczór spędziliśmy na różne sposoby. Jedni wrócili zmęczeni do domu, inni poszli do Bazyliki na procesję wokół grobu, a jeszcze inni wybrali formę spaceru i kawy. Warto zauważyć, że jesteśmy już rozpoznawani. Dwóch sklepikarzy nas kojarzyło z tego, że już wcześniej robiliśmy u nich zakupy, jednak fenomen polega na tym, że jeden nawet powiedział: "Poprzednim razem był z Wami jeszcze jeden mężczyzna". Można powiedzieć, duch wuja unosi się nad Jerozolimą, bo chodziło oczywiście o ks. Marcina, który wtedy nieźle się targował (ja pamiętam tylko do połowy, bo później przestałem ogarniać).








Dzień zakończyliśmy podsumowaniem całego dnia. Dziś  też pierwsze odważne - Madzia, Ania i Paulina - poszły spać na dach. Mam nadzieję, że liczba osób zdrowych po dzisiejszej nocy nam się nie zmieni :)

kl. Bartek







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz